Nie tak wyobrażałam sobie mój pierwszy pocałunek.
Myślałam, że będzie on spontaniczny i romantyczny z wymarzonym chłopakiem. Miał trzymać delikatnie moją talię, jakbym była delikatnym kwiatem, który zasłabnie trzymając go za mocno. Miał spojrzeć na mnie z miłością, ukazując jak bardzo dba o mnie. Chciałam wpleść moje palce w jego włosy, gdy on pociągnąłby mnie bliżej swego ciała. Czułabym się bezpiecznie w jego uścisku. Następnie pieściłby kciukiem mój policzek, muskając delikatnie moje usta, swoimi. Dalej byśmy tylko pogłębili nasz pocałunek.
Ale sposób w jaki Harry mnie pocałował... nie byłam na to przygotowana.
To było wbrew mojej woli. Nie trzymał mnie delikatnie jak kwiat, nie patrzył na mnie z miłością, nie czułam się bezpiecznie w jego ramionach, nie był ani miękki i delikatny.
Był szorstki i stanowczy.
Próbowałam uwolnić nadgarstki z jego uścisku, mając nadzieję, że w jakiś sposób się wydostanę i ucieknę.
Byłam bezradna. Za to on przycisnął się bliżej mnie, rozchylając moje uda jedną ze swoich nóg.
Jego ciało było większe w porównaniu z moim. Nie miałam przy nim żadnych szans.
Wypuścił chrapliwy jęk kiedy oderwał się ode mnie. Czułam obrzydzenie. Wypuścił moje nadgarstki z jednej ręki i przeniósł ją na moją pierś lekko ją ściskając. Zanim zdążyłam zaprotestować, wykorzystał, że miałam otwarte usta i wsunął swój język do mojego gardła. Jego ręka kontynuowała pieszczoty na mojej piersi. Poczułam falę gniewu, która przejęła moje ciało. Zacisnęłam zęby wokół jego języka i od razu poczułam smak krwi. Syknął odrywając się, nadal trzymając moje nadgarstki.
-Co jest kurwa?!- Warknął w gniewnie, patrząc w moją przestraszoną twarz.
Usłyszałam okrzyki uczniów, którzy zaraz uciekli, kiedy Harry spojrzał się na nich.
Skorzystał z jego chwili nie uwagi i wyswobodziłam moje ręce. Moja otwarta dłoń zderzyła się z głośnym klapsem o jego policzek.
Stanął oniemiały. Szybko wzięłam moją torbę z podłogi i uciekłam od niego. Nigdy nie byłam dobra w bieganiu. Zaliczam się do tych, które wolały siedzieć na trybunach, niż aktywnie spędzać godzinę wychowania fizycznego. Teraz tego żałowałam.
Niemal natychmiast usłyszałam głośne kroki za sobą. Słychać je było coraz bliżej mnie.
Wiedziałam, że próbował mnie dogonić ale nie zamierzałam poddać się tak łatwo. Zebrałam wszystkie siły jakie miałam i pobiegłam jak nigdy. Czułam, że moje czoło zaczyna pulsować od nagłego biegu, a otoczenie rozmywa się w moich oczach
Zbliżając się do drzwi podświadomie zwolniłam nie mogąc znieść bólu. Duża dłoń chwyciła moje nogi co spowodowało, że upadłam na ziemię. Harry usiadł na mnie okrakiem tak, że jego kolana były po obu stronach moich bioder. Jego ręka bawiła się rąbkiem moich szortów na co zaczęłam głośno krzyczeć.
Jego ręka zderzyła się z moim policzkiem, powodując większy ból na moim ciele. Nigdy nie zostałam uderzona przez kogoś. Nigdy. Nigdy przez dziewczynę, rodzinę czy nawet zwierzę! Moje ciało było sparaliżowane strachem. Czułam się słaba, a wszystko dookoła rozmywało się bardziej niż wcześniej.
Uniósł twarz i spojrzał na mnie z bezczelnym uśmieszkiem.
-Nikt ci nie pomoże kochanie. Bez względu na to, jak głośno będziesz krzyczała.-
Zaczął odpinać moje dżinsowe szorty, wywołując u mnie krzyk. To nie może być prawda! Nie w środku szkoły! To barbarzyństwo!
-N-nie rób.. t-tego. P-proszę cie!- Piszczałam gdy moje gorące łzy leciały swobodnie w dół po mojej twarzy. Zaczęłam panikować kiedy zdjął moje spodnie odsłaniając moją bieliznę. Nucił z satysfakcji przypatrując się miejscu, który odkrył.
-P-proszę! Nic ci nie zrobiłam!-On tylko się zaśmiał. Zaśmiał się z osoby proszącej o litość, śmiał się z mojego strachu i wołania o pomoc. Dla niego to było zabawne.
Rozpiął swoje spodnie i od razy poczułam coś twardego, pod warstwą materiału, gdy docisnął swoim kroczem do mojego uda. Nigdy nie byłam tak blisko mężczyzny. To musi być jakiś koszmar!
Pochylił się do mojego ucha, przygryzając delikatnie jego płatek, po czym wypowiedział najbardziej przerażające słowa, jakie kiedykolwiek usłyszałam w moim życiu.
-Pożegnaj się ze swoją niewinnością, kochanie-
-Nie!-Pisknęłam, gdy przetworzyłam w mojej głowie to co właśnie powiedział. Moja głowa stała się ciężka, a łzy niekontrolowanie wypływały z moich oczu.
-Harry!- Zamarłam. -Harry! Liam znalazł go!- Chłopak z irlandzkim akcentem krzyknął, a jego kroki stawały się coraz głośniejsze. Harry podniósł głowę i zwrócił się skąd przybywał głos. -Liam twierdzi, że Louisa ma ten skurwiel, Scott!- Harry nie powiedział ani słowa do mojego ''zbawcy''.
Słychać było tylko, że moje krzyki ustały. Próbowałam kontrolować moje łzy ale nie mogłam. To było jak huragan.
Modliłam się aby Harry powiedział coś w stylu ''Już idę''. Obawiałam się, że może powiedzieć też ''Przyjdę później''.
Nie zdawałam sobie sprawy, że moje oczy były zamknięte. Nie byłam zbyt odważna żeby je otworzyć. Nie miałam pojęcia, co on chce zrobić. Wszystko co wiem, to to, że moje ciało jest bardziej wyczerpane niż mój umysł.
Czułam jak Harry pochyla się na de mną, a jego usta wyszeptały mi do ucha.
-Przepraszam za utrudnienia, ale będziemy musieli to przełożyć.- Zachichotał, zakładając z powrotem swoje spodnie.-Zobaczymy się jutro, kochanie.- Zamruczał. Myślałam, że przestanę czuć ból na moim ciele spowodowany tym, że jego ciało przyciskało mnie. Lecz nic takiego się nie stało.
-Otwórz oczy i spójrz na mnie.-
Tak bardzo chciałam mu odmówić, ale pamięć o tym jak mnie uderza przemknęła przez mój umysł natychmiast. Po wzięciu drżącego oddechu, zmusiłam się do otwarcia oczu i ujrzenia koszmaru mojego życia. Mój płacz ustał, za to nierówny oddech było słychać bardzo głośno.
-Jutro po szkole spotkasz się ze mną tutaj. Jeśli uciekniesz, znajdę cię i będziesz mieć do czynienia z konsekwencjami.- Uśmiechnął się, dając mi buziaka w policzek.
-Zaufaj mi kochanie, nie chcesz zadzierać ze mną, kiedy jestem zły.-
To nie był zły, Harry? Co to było w takim razie dzisiaj? Frustracja? Smutek? Głód? Ale jeśli on nie był zły bijąc mnie i próbując zgwałcić to nie wiem, co się dzieje, gdy na prawdę doświadcza tego stanu.
-Rozumiesz kochanie?- Spytał ochryple podczas zagłębiania swojego nosa w moją szyję, delikatnie nim o nią pocierając. Skinęłam głową, ale nie wydawał się być zadowolony.
-Nie słyszę Cię.- Stwierdził stanowczo.
-Harry...- Mruknął chłopak.-Nie mamy za bardzo...-
-Zamknij się Niall! Za minutę przyjdę.- Warknął, spoglądając przez ramię na chłopaka. Mogłem tylko zobaczyć blondyna stojącego tam niezdarnie, dając Harry'emu mały ukłon. Skupił się z powrotem na mnie, wyglądając na bardziej wkurzonego.
-Więc...rozumiesz mnie czy nie!?-Wiedziałem, że to sygnał, iż nie należy teraz z nim zadzierać.
-T-tak- Wyjąkałam cicho. Uniósł jedną brew wyczekująco, pokazując, że chce abym rozwinęła swoją odpowiedź. Połknęłam tworzący się guzek w gardle i kontynuowałam:
-J-ja, spotkam się z t-tobą tutaj jutro-
-A czego nie zrobisz?- Spytał podczas pieszczenia mojego policzka.
-N-nie będę uciekać-
Uśmiechnął się głaszcząc delikatnie moje udo.
-Grzeczna dziewczynka.-
Wstał ze mnie, zapiął spodnie i podszedł do blondyna, Niall'a. Nie tracąc czasu, ubrałam się również i ruszyłam biegiem w stronę drzwi.
Mimo, że mój ból głowy wzrósł, otworzyłam frontowe drzwi przy czym jasne słońce oślepiło mnie na trochę. Poczułam ulgę.Wolałabym stracić mój wzrok całkowicie, niż przejść przez to wszystko jeszcze raz.
Ostrożnie zeszłam po schodach i dostrzegłam Alice, idącą w moją stronę z niepokojem.
-Myślę, że potrzebujesz więcej szczęścia.- Zachichotała lekko podczas skanowania mojej rany na czole. -To nie aż wygląda tak źle.-
-Nie boli za to mniej- Jęknęłam kiedy się odsunęłam.
-Gdzie jest twoja torba?-Spytała, spoglądając na moje ramię.
-Musiałam zostawić ją u pielęgniarek,- Odpowiedziałem. Przynajmniej tak myślę. -Nie pamiętam tylko gdzie to jest-
-Czy chcesz iść z powrotem do środka i...-
-Nie!-Krzyknęłam natychmiast. Nie miałam pojęcia, czy Harry był jeszcze w środku i nie chciałam go mieć.
-Po prostu odbiorę ją jutro-
-W porządku,- Alice wzruszył ramionami, kiedy szłyśmy do samochodu. Siedząc w środku, od razu podniosłam moje kolana do piersi i owinęłam ramiona wokół nich. Chciało mi się płakać. Nigdy nie sądziłam, że coś takiego mi się przydarzy, nawet za milion lat. Zostałam prawie... zgwałcona.
Jak Alice uruchomiła samochód, zaczęłam się zastanawiać: ''jakbym mieszkałam w Menchesterze, nie musiałabym przejmować się żadnymi problemami jakimi jest Harry i chęć zgwałcenia mnie. Tutaj jest zbyt wiele rzeczy, o które się nie prosiłam. ''
Nie prosiłam o nową przyjaciółkę, a jednak ją mam. Ale za to jestem wdzięczna.
Nie prosiłam o śmierć moich rodziców, a jednak miała ona miejsce.
Na pewno nie prosiłam o styczność z takim chłopakiem, jak Harry, a teraz mnie prześladuje!
Co ja zrobiłam takiego złego?
-Melanie ...-Alice powiedział cicho: -Czy wszystko w porządku? Jesteś jakaś rozdrażniona.-
-Czuję się dobrze-Skłamałam starając się uspokoić moje ciało.-Tylko trochę mi zimno-
-Nawet z grzejnikiem w samochodzie?- Śmiała się, próbując złagodzić napięcie. W duchu podziękowałam jej za to.
-Mam na sobie przecież krótkie szorty.- Zmusiłam się do uśmiechu.
-Ach...- Szepnęła: -No skoro masz resztę dnia wolnego, to nie chcesz iść na zakupy do centrum handlowego? Czy może jednak wolisz zostać w domu i się przespać?-
Westchnęłam, myśląc o jej ofercie. Moja głowa wciąż pulsuje i wolałabym wrócić do mojego pokoju, pogrążając się w sen. Znając życie nie zasnęłabym nawet na sekundę, ponieważ myślałabym cały czas o Harrym..
-Jasne, chodźmy na zakupy!-
-Świetnie!- Zawołała radośnie.
Mam nadzieję, że zapomnę o moim dzisiejszym, okropnym dniu.
***
-Jestem w niebie... jestem na prawdę w niebie!- Jęknęłam biorą kolejny gryz mojego tacos*. Nigdy nie czułam takiego pożądania w całym moim życiu.. Chcę się ożenić się z tacos, mieć małe dzieci tacos i poznać znajomych tacos, a następnie... zjem ich wszystkich!
-Nigdy nie wiedziałam, że lubisz tacos- Alice zaśmiała się, biorąc łyk wody.
-To moja tajemnica- Odpowiedziałam, przełykając.
Uśmiechnęła się, biorąc kęs jej małej sałatki.. Nie rozumiem, dlaczego dziewczyny zamawiają sałatki dobrowolnie. To znaczy, ja rozumiem, jeśli chce się schudnąć, ale czy naprawdę warto niszczyć swoje kubki smakowe? Wolałbym być gruba jak świnia z moim taco, niż chudą wcinającą plasterki marchewek w sałatce.
-Tak po za tym... Jak Ci minął pierwszy dzień w szkole?- Zwróciła się do mnie podpierając swój podbródek na łokciach.
- Było w porządku, zaprzyjaźniłam się!.-
-Dobra robota Melanie- Promieniała dumą.
Wiem, że to dziecinne, ale za każdym razem kiedy myślałam o Rebecce byłam szczęśliwa. Oczywiście mój uśmiech zaraz znikał kiedy pomyślałam o Harrym.
-Opowiedz mi o chłopakach w skórzanych kurtkach.- Wypaliłam bez zastanowienia.
Jutro mam się z jednym z nich spotkać i chcę mieć wystarczająco dużo wiadomości. Muszę być przygotowana.
-Po co ci to?- Odparła natychmiast.-Zrobili coś tobie?-
-Nie,- Skłamałam -Tylko niektórzy ludzie mówili o nich dzisiaj w szkole i chciałam wiedzieć, czy to, co usłyszałam, było prawdą.- Jestem świetna w kłamaniu.
-Oh ... uh, no dobrze-Jęknęła. To było oczywiste, że ta rozmowa nie będzie łatwa. -Więc co o nich słyszałaś Melanie?-
-Cóż ... jest ich pięciu i tworzą gang. Ale słyszałam też, że ... policja nic nie może z nimi zrobić. To nie może być prawda, prawda?-
Wyraz jej twarzy powiedział mi inaczej.
-Policja tak samo się ich boi, jak my Melanie...- Przyznała, biorąc kolejny łyk wody.
-Dlaczego nie mogą wezwać jednostki SWAT w Londynie?- Zapytałam z lekką irytacją w głosie.
Westchnęła i przeczesała palcami jej długie blond włosy. Pomimo tej chwili, zazdroszczę jej piękna. Nie ważne co, zawsze wyglądała lepiej ode mnie.
-Każdy z nich ma swoją specjalizację, stąd różne kolory kurtek.- Powiedziała, podczas zakładanie jednej nogi na drugą.-Zayn współpracuje z dilerami narkotyków. Jeśli ktoś chciałby ekstazy, po prostu idzie do niego. Gdy chcesz chloroformu pukasz do niego, a on dostarcza ci je. Za to właśnie mają tak dużo pieniędzy.-
To mi wyjaśniło skąd mieli pożyczyć dziesięć tysięcy jakiemuś chłopakowi.
-Niall jest złotą rączką.- Wyjaśniła. -Jest to dość oczywiste. Kiedy coś jest zepsute, on to naprawi. Samochody, łodzie i broń. Potrafi też zaopatrzyć rany-bez względu na to jak one są głębokie.-
-C-co z innymi?- Zapytałam, gdy moje ręce zaczęły się trząść.
- Czy na pewno chcesz wiedzieć?- Zakwestionowała ze znużeniem.
Musiałam wiedzieć wszystko przed jutrem. Kiwnęłam głową.
Wzięła głęboki oddech i kontynuowała.
- Liam jest kolekcjonerem. Sprzedaje i zgarnia niezłą kasę za to. Jeśli pozostali potrzebują czegoś, on w mgnieniu oka to załatwia. Jeśli potrzebują broni, wie, gdzie można ją znaleźć. Ma wspaniałe umiejętności śledzenia, szczególnie w lesie.-
-Następny jest Louis, prawa ręka Harry'ego. Ma wszędzie dojścia i wie wszystko o wszystkich. Kiedy chcą wiedzieć o czyjejś czarnej przeszłości, on znajduje wszystkie potrzebne informacje. Jeśli chcą wiedzieć, co dostałaś na Boże Narodzenie pięć lat temu, wiedzę o tym dzięki niemu w ciągu godziny. Louis jest powodem, dlaczego policjantów nie nazywamy jednostką SWAT-
-Dlaczego?- Zapytałam
-Ma brudy na każdego z nich- Powiedziała: -To musi być coś wielkiego, skoro nie działają przeciwko nim. -Westchnęła- Louis zawsze znajdzie coś aby wykorzystać to przeciwko SWAT-
-Oni mają coś do ukrycia?-
-Możesz być zaskoczona tym, jakie ludzie mają sekrety....- Mruknęła patrząc w ziemię. Wydawało się, że szuka czegoś w swojej pamięci.
-Ale ich lider, Harry... jest najgorszy z nich wszystkich.-
Sam dźwięk jego imienia wywołuje u mnie dreszcze.
-On jest liderem i zazwyczaj działa ze wszystkimi chłopakami. Ale jego najsilniejszym elementem to karanie ludzi. Jeśli ktoś go wkurzył lub nie oddał długu w terminie, zrani jego albo kogoś z rodziny-Powiedziała:- On zazwyczaj wysyła Louisa aby dał ostrzeżenie. Jeśli to nie skutkuje Harry sam podejmuje działania. Jest bardzo mądry.
-Czy kiedykolwiek zabił człowieka?- Wyrwało mi się po raz kolejny. Czyżby chciał zabić Connora na korytarzu? Był on aż takim potworem? Z pewnością nie chciał zabijać gdy wokoło byli sami świadkowie.
Mimo tego i tak Harry próbował mnie przy nich zgwałcić.
Zdałem sobie sprawę, że Alice myślała długo nad odpowiedzią. To mówiło samo za siebie
-Będziesz się trzymała z dala od nich, nie?- Spytała z niepokojem..
-Oczywiście- Odpowiedziałam, na co się uśmiechnęła.
Kontynuowaliśmy jedzenie i zastanawiałam się nad informacjami, które otrzymałam. Instynkt podpowiadał mi abym nie szła jutro na spotkanie z Harrym.... ale musiałem. Co zrobię jeśli Harry zrobi coś Alice? Nie mogę jej stracić, jest jedyną bliską mi osobą, którą mam.
***
Kiedy dotarliśmy do domu, rozpakowałam wszystkie moje nowe ubrania i natychmiast upadł na łóżko. Dziś był długi i ciężki dzień.
Westchnęłam, przewracając się na drugą stronę i poczułam coś twardego pode mną.Usiadłam i spojrzałam na spłaszczone pudełko. To wyglądało jak prezent. Owinięty był ładnym papierem, a na środku była karteczka z napisem ''Dla mojego kochanie x'. Tylko jedna osoba mnie tak nazywa.
To od Harry'ego.
Wyskoczyłam z łóżka i natychmiast rzuciłam prezentem o ścinę, jak gdyby był jakiś jadowity. Nie mam zamiaru ryzykować
Jak on dostał się do mojego pokoju? Skąd wiedział, gdzie mieszkam?
Louis.
Co jeśli on mnie teraz obserwuje?
Spojrzałam przez okno-niczego nie ma. Kompletna ciemność. Zmrużyłam oczy i zauważyłam samochód zaparkowany na drugiej stronie ulicy. Stał tam kiedy wróciłyśmy już z Alice jakieś 30 minut temu. Więc dlaczego on tam cięgle stoi?
Melanie... zamknij się, po prostu masz paranoję.
Westchnęłam i uświadomiłam sobie, ze chyba mam rację. Zamknęłam oczy i odeszłam od okna. Moje oczy znalazły prezent leżący na ziemi. Próbowałam nie zwracać na niego uwagi, ale nie mogłam. Poszłam nieśmiało w jego kierunku podniosłam go, czując, że coś znajduje się w środku.
Z głębokim oddechem rozerwałam papier, otworzyłam górną część i zastałam czarną, koronkową bieliznę. Dołączona była również mała karteczka.
-Nie ...- Mruknęłam do siebie kiedy otworzyłam wiadomość.
''Załóż to jutro na siebie kochanie, albo zrobię to osobiście. ps, powiedz siostrze, że spędzisz jutro noc u swojej koleżanki. H x''
Upadłem na ziemię i zatopiłam głowę w dłoniach.
-To nie może być prawda, to nie może być prawda, to nie może być prawda!- Śpiewałam sama do siebie szeptem, kiedy bujałam się w tą i z powrotem.
To oczywiste, co Harry chce zrobić jutro. Chce mi skraść coś, czego już nie odzyskam. Niech zabierze to jakiejś innej dziewczynie! On nie może terroryzować mnie, ani nikogo innego! To nieludzkie!
Stałam tak przez chwilę i wyrzuciłam ''prezent'' do kosza. Wyłączyłam wszystkie światła i schował się w moim łóżku, zamykając powieki. Nie mogę być zastraszana przez jakiegoś hormonalnego nastolatka. Nie pozwolę na to!
_____________________________________
*Tacos- jedno z popularniejszych dań kuchni meksykańskiej.
+++
A więc tak... po raz pierwszy piszę notkę pod rozdziałem. Szczerze to nie wiem co pisać. Mam nadzieję, że spodoba Wam się to co piszę i będziecie śledzić dalsze losy bohaterów!
Jeśli macie jakieś pytania... w zakładce ''Kontakt'' są wszystkie namiary.
Do następnego!
.
niedziela, 11 sierpnia 2013
sobota, 10 sierpnia 2013
ROZDZIAŁ 3
Na szczęście matematyka mijała szybko. Ledwie nie zrobiłam żadnej pracy, ponieważ Becca cały czas mnie zagadywała, ale nie przeszkadzało mi to.
-Co masz teraz?- Zapytała podczas wyciągania książek z szafki.
-Angielski- Odpowiedziałam. Westchnęła ciężko... - Co się stało?-
-Mam biologię.- Wyjęła wszystko i zamknęła szafkę.-Pokazać ci gdzie masz teraz lekcje?-
-Byłoby miło- Odparłam bezradnie, na co zaśmiała się.
Szłyśmy przez korytarz, aż w końcu zatrzymała się przy jednych z drzwi.-To tutaj- Wskazała ręką.- Więc.... co sądzisz o swojej pierwszej lekcji?-
-W porządku. Sądzę, że jak na pierwszy raz, jest na prawdę okej.- Odparłam zgodnie z prawdą.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę!- zawołała radośnie.
Miałam otworzyć usta ale usłyszałam, że coś rozbija się o szafki, kilka metrów ode mnie.
Odwróciłam się wspólnie z Beccą i zauważyłam trzymanego za gardło małego chłopca, przez wysokiego chłopaka z brązowo-kręconymi włosami. Wokół tego zdarzenia, stało inne cztery osoby. Byli to ludzie, o których Alice mówiła mi wcześniej.
-P-proszę! Przepraszam...- Wydusił z siebie chłopak.
Widziałam jak ten z kręconymi włosami, docisnął swój uścisk na jego szyi.
-Dobrze- Wysyczał. Rzucił swoją ofiarę bez trudu na podłogę, po czym zaczął go kopać w brzuch razem z czterema pozostałymi chłopakami.
-Nie patrz!- Skoczyła nagle Becca, ciągnąc mnie w przeciwnym kierunku. Nawet nie drgnęłam. Byłam zbyt zszokowana widokiem, który był przede mną.
-Dlaczego nikt nie pomaga temu biednemu dziecku?!- Spytałam z niepokojem.
-Melanie...-
-Niech ktoś zawoła nauczyciela!- Krzyknęłam do pozostałych, ale oni szli w przeciwnym kierunku od miejsca zdarzenia. Becca natychmiast przytknęła mi buzię swoją ręką, chcąc, abym przestała krzyczeć.
-Nie!- Wyszeptała wściekle. Otworzyła szeroko oczy z paniki, a jej oddech przyspieszył.-Nie chcę, abyś przyciągnęła ich uwagę!-
Odciągnęłam jej rękę z moich ust, spojrzałam przez ramię nadal słysząc jęki, kopanego chłopca.
-Dlaczego oni to robią?-
-Jest to pięć najniebezpieczniejszych ludzi w Londynie. Mają własny gang i terroryzują każdego.-
-Dlaczego nauczyciele nic z tym nie robią?!-Zapytałam. Powinno wywalić się ich ze szkoły!
Pokręciła głową.
-Boją się ich.-
-Czego?- Splunęłam- Oni są pięcioma, nastoletnimi chłopcami!-
-Ciszej!- Warknęła ze złością.-Nie możemy nic zrobić... nawet policja się ich boi.-
Moja szczęka opadła.
-Nawet oni nic nie mogą z nimi zrobić?!- Pokręciła głową.
-Nie zadawaj się z nimi...- Ostrzegła.- Bo w przeciwnym razie, oni cię zniszczą-
-Jestem pewna, że jest wiele bardziej ciekawszych ludzi nić ja.- Odpowiedziałam po czym dała mi miękki uśmiech.
-Spotkamy się przed szkołą na obiedzie.- Ścisnęła moje ramię i oddaliła się ode mnie. Nie słyszałam już błagania i jęknięć bitego chłopca. Słyszałam tylko uderzenia. Prawdopodobnie pobili go do przytomności i nie mieli litości aby przestać. Jednak Becca mnie ostrzegała. Nie miałam zamiaru się nawet do nich zbliżać.
Weszłam do klasy siadając na wolnym miejscu. Po chwili lekcja się zaczęła. Nie mogłam przestać jednak myśleć, o tym co działo się na korytarzu.
***
Czekałam przed szkołą na Rebeccę. Na angielskim byłam myślami poza lekcją. Nie miałam pojęcia co nauczyciel mówił, a kiedy zapytał mnie o coś wyglądałam jak totalna idiotka. Cały czas nie mogłam przestać myśleć o pięciu chłopakach. W jaki sposób szkoła, nie może poradzić na to co się dzieje na przerwach?
-Melanie!-Krzyknęła Rebecca. podczas, gdy podbiegła do mnie.
-No w końcu jesteś...- Westchnęłam.
-Musiałam na chwilkę zostać dłużej w klasie- Kiwnęłam głową, abyśmy usiadły.
-Więc.. jak było na angielskim?- Spytałam mnie gryząc swoją kanapkę.
-Nie najlepiej ale do przeżycia. A jak na biologii?-
-Mieliśmy świetną zabawę!- Roześmiała się- Pani pokazała nam sex zwierząt. Połowa ludzi w klasie nie mogła powstrzymać się od śmiechu.- Zaśmiałam się razem z nią. Jest bardzo pozytywną osobą.
Jadłyśmy w milczeniu dopóki nie zaczęłam rozglądać się dookoła nas.
Spojrzałam nad ramieniem Becci i mój wzrok utkwił na chłopakach w skórzanych kurtkach, stojących pod drzewem.
O dziwo było ich tylko trzech. Próbowałam odwrócić wzrok ale byłam zbyt ciekawa. Jeden z nich miał blond włosy i ciemnozieloną kurtkę. Rozmawiał z drugim, który miał na sobie brązowy płaszcz. Był zdecydowanie wyższy i wyglądał groźniej.
Szczególną moją uwagę zwrócił chłopak stojący po środku.
To ON bił tego chłopca przy szafkach.
Wyglądał na najbardziej niebezpiecznego, od pozostałych. Bez wątpienia, był od nich wyższy. Miał kręcone, brązowe włosy i czystej zieleni oczy. Nie mogłam przestać na niego patrzeć... był tak odurzający. Miał cechy, których jeszcze nigdy nie widziałam-takie różowe, pulchne wargi wyglądające tak miękko... tak ciepło.
Mój oddech uwiązł w gardle kiedy spotkaliśmy się wzrokiem. Jego twarz była pusta... bez żadnych emocji na niej. Patrzyłam jak wyciąga paczkę papierosów z tylnej kieszeni dżinsów i umieścił papierosa w ustach. Zapalił go zapalniczką, nie opuszczając przy tym mojego wzroku.
-...słuchasz mnie?-
-CO?!- Powiedziałam niewyraźnie, umieszczając z powrotem swoją uwagę na dziewczynie... co ona mówiła?
-Czy ty mnie słuchasz?- Zapytałam Becca.
-Oczywiście, że tak.- Skłamałam.
-Więc co ja mówiłam?- Patrzyła na mnie wyczekująco.
-Pytałaś się, czy cię słucham.-
-Na co ty się Melanie gapiłaś?- Zdziwiła się odwracając się za siebie.
Otworzyłam usta w proteście, ale wiedziałam, że to nie ma sensu. W ciągu mili sekundy Becca rzuciła głowę w moim kierunku. Chwyciła swoją torbę, jednocześnie i moją.
-Musimy stąd iść- Słychać było w jej głosie panikę. -Teraz!-
-Uh... w porządku.- Jęknęłam chwytając moje rzeczy. Zarzuciłam torbę na ramię i ustałam na nogi. Becca podążyła szybkim krokiem w stronę szkoły, a ja tuż za nią. Wzięłam spojrzenie na Harry'ego. Jego oczy wciąż utkwione były we mnie. Były tak przytłaczające, że nie mogłam oderwać od nich wzroku.
Niestety to zadziałało na moją niekorzyść. Poczułam, że moja noga potknęła się o kawałek wystającego cementu i przewróciłam się na schody. Rozbiłam moje czoło o twardy bruk, a ciepła ciecz zaczęła spływać po mojej twarzy.
-Kurwa!- Krzyknęłam. Becca słysząc to zaraz się odwróciła.
Mam nadzieję, że Harry nie widział tego.
-Przewróciłaś się?- Zaśmiała się podbiegając do mnie. Co ją kurwa tak bawi?
Trzymałam twarz między moimi rękoma, gdy pomagała mi wstać.
-Nie... po prostu testuję grawitację- Jęknęłam z sarkazmem. Moje czoło zaczęło nagle strasznie pulsować z bólu. Przygryzłam wargę aby stłumić krzyk.
-Matko! Ty krwawisz!- Stwierdziła z niepokojem, kładąc rękę na moim policzku.- Wezmę Cię do pielęgniarki-
-Dzięki- Mruknęłam. Złapała mnie za rękę, aby móc poprowadzić mnie, do frontowych drzwi szkoły.
Szłyśmy korytarzem nie unikając wzroku innych. Nie dziwię się... rzadko widuje się osoby, które już pierwszego dnia w szkole rozwalają sobie czoło. Spojrzałam jeszcze do tyły żeby sprawdzić, czy Harry nadal tam jest. Nie było go.
Gdzie on poszedł?
***
-Poradzisz sobie sama?- Zapytała mnie Becca z troską w głosie.
-Wszystko będzie dobrze- Uśmiechnęłam się. Na szczęście pielęgniarka dała mi leki przeciwbólowe i ledwo mogłam poczuć ból, jaki odczuwałam wcześniej.
-Próbowałam dzwonić do twojej siostry, ale nie odbierała telefonu.- Becca podeszła do łóżka, na którym leżałam przypatrując mi się. Nie wiem dlaczego, ale zastanawiałam się jakby wyglądała w stroju małpy. To byłoby komiczne! Nie mogłam się powstrzymać i zaczęłam się śmiać.
-Co cię tak bawi?- Zdziwiła się.
-Sądzę, że leki zaczynają działać.- Zachichotałam. Ej! Śmieszniej by wyglądała z wąsami! Śmiałam się jeszcze pięć minut, aż w końcu zaczęłam:
- Dziękuje ci za dzisiejszy dzień- Wymamrotałam, gdy moje ciało przejęło uczucie senności.
-To była dla mnie czysta przyjemność- Na jej twarzy zagościł uśmiech.
-Dziękuję też, że mnie tu przyprowadziłaś. Nie wiem, czy bez ciebie dałabym sobie radę.-
-Przestań! Jesteśmy w końcu przyjaciółkami- To mnie zdziwiło. Uważa mnie za swojego przyjaciela?
-Nigdy nie miałam kogoś takiego wcześniej- Szepnęłam cicho, ale wystarczająco, aby usłyszała.
-Teraz masz... odpoczywaj- Powiedziała i podeszła do drzwi.-Do zobaczenia jutro.-
-Cześć!-Wybełkotałam kiedy wyszła z pokoju.
Poczułam się trochę zakłopotana, myśląc o tym co się stało. Dlaczego nie mogłam patrzeć jak idę? Teraz mam za swoje. Leżę w pokoju pielęgniarek pod wpływem leków, licząc gwiazdy.
-Tędy- Usłyszałam cichy, kobiecy głos, a po chwili czyiś jęk. Spojrzałam w lewo i zobaczyłam pielęgniarkę z młodym mężczyzną, niosącego ciało do łóżka, stojącego obok mojego.
-Gdzie go znalazłeś John?- Spytała, gdy położył osobę na miękkim kocu.
-Na korytarzu, przy szafkach.- Odpowiedział, gdy wycofał się, dając mi lepszy widok.
To chłopak, którego pobił Harry i jego gang. Wyglądał zupełnie bez życia. Widziałam tylko jak jego klatka piersiowa z każdym oddechem, powoli unosi się i opada. Jego koszulka przesiąknięta była krwią, a na ciele miał pełno siniaków i zadrapań.
-Dobrze, że go znalazłeś- Szepnęła, podczas wyciągania telefonu z kieszeni.-Mam zamiar zadzwonić po karetkę.-
Usiadł obok chłopca, a cała sala wypełniła się ciszą. Odgarnął lekko włosy z czoła chłopaka, na co cicho mruknął.
Postanowiłam wypytać się o jego stan. Nie robię przecież nic złego.
-Czy z twoim przyjacielem jest wszystko w porządku?- Zapytałam cicho, starając go za bardzo niepokoić.
-Nic mu nie będzie. Zabieramy go do szpitala.- Odpowiedział, odwracając się w moim kierunku.-Czy ty jesteś tą nową dziewczyną w szkole?-
-Tak... skąd to wiesz?-
-Słyszałem o twoim wypadku.- Zaśmiał się.-Wszyscy o tym mówią-
-Świetnie...- Wymamrotałam. -Mój pierwszy dzień w szkole jest na prawdę udany-
-Oh.. nie martw się o to.-Powiedział uspokajająco, podczas gdy spojrzał na swojego kolegę.-Jestem pewien, że wiadomość o pobiciu Connor'a rozejdzie się szybciej.-
-Dlaczego został pobity, przez tych chłopaków?- Spytałam powoli. -Jeśli nie masz nic przeciwko, że pytam.-
John wziął głęboki wdech i spojrzał na mnie ze smutkiem.
-On był na tyle głupi, aby pożyczyć pieniądze od lidera gangu, Harry'ego. Oczywiście nie oddał długu w terminie za co został ukarany.- Odpowiedział tak po prostu.
-Ile pożyczył pieniędzy?-
-Dziesięć tysięcy-
-Dziesięć tysięcy?!- Krzyknęłam z niedowierzaniem.- Skąd oni mają tyle forsy?-
-Nie mam pojęcia- Wzruszył ramionami.
Jakim cudem są w posiadaniu tak ogromnej sumy pieniędzy? Obawiam się najgorszego. Od tego momentu pragnę bardziej chodzić do szkoły w Menchesterze, niż w Londynie.
Otworzyłam usta aby zadać kolejne pytanie, ale do pokoju weszła pielęgniarka.
-Melania Johnson... twoja siostra w końcu odebrała telefon i jest w drodze po ciebie. Możesz już iść...-
W końcu! Nie chcę już na dzień dzisiejszy więcej przygód.
-Dziękuję pani- Odparłam, podczas wstania z łóżka. Nie czułam żadnego bólu, za co byłam bardzo wdzięczna. Podeszłam do drzwi i spojrzałam przez ramię na Johna, dając mu uspokajający uśmiech.-Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze-
-Ja też...-Westchnął.
Kiwnęłam głową i wyszłam z pomieszczenia. Dziś był taki dziwny dzień. Nie miałam przyjaciela od lat, a teraz go mam! Nie sądziłam, że spotka mnie coś takiego i nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu.
Może gdy zacznę omijać Harrego i jego bandę, będę tu szczęśliwa.
Gdy szłam korytarzem, zauważyłam wiele dzieci, idących po skończonym obiedzie. Podążałam w stronę wyjścia, ale stanęłam jak wryta.
Na przeciwko mnie był ON.
Harry.
Czułam jak moje ciało sztywnieje, gdy spojrzał centralnie w moje oczy. Ruszył w moją stronę. Przechyliłam moją głowę i wciągnęłam na nią kaptur, mając nadzieję, że mnie jeszcze nie zauważył.
Może uda mi się stać jednorożcem i odlecieć stąd?
Spuściłam wzrok w dół, kontynuując spacer. Modliłam się aby nie wpaść na niego. Odwróciłam się i zobaczyłam, że cały czas idzie za mną. Jego oczy były ciemne, twarz wściekła, a jego ruchy ciała pokazywały, że jest bardzo niebezpieczny. Dobra... już wiem dlaczego ludzie się go tak boją. Ale realistycznie jest po prostu zwykłym nastolatkiem.... którego policja się boi.
Był już kilka metrów ode mnie. Skręciłam w lewo mając nadzieję, że pójdzie prosto, ale też poszedł tam gdzie ja. Wyminął mnie i stanął ze mną twarzą w twarz.
-P-przepraszam...-
-Nie ruszaj się- Warknął podczas chwytania mnie za brodę.
-C-co ty robisz?- Zapytałam bezradnie.
-Powiedziałem, nie... ruszaj... się... kurwa... Melanie!- Wysyczał, pchając mnie na szafki. Skąd wiedział jak się nazywam?
Jego oczy zaczęły skanować zachłannie moje ciało. Kiwnął głową z zadowoleniem. Pochylił głowę do mojej szyi, muskając lakami moją skórę i uniósł wargi tuż nad moim uchem.
-Będziemy mieć sporo zabawy, kochanie- Zadrżałam na te słowa.
-P-proszę... puść mnie!- Błagałam cicho. Spojrzał na mnie, ale nie odwzajemniłam tego.
-Spójrz na mnie.- Zażądał, całkowicie ignorując moje prośby. Czułam ciepło jego ciała, stojąc przyciśnięta przez niego. Jego zapach był tak odurzający. Wciąż nie wykonałam jego polecenia. Nie zadowolony z moich postępów, chwycił mnie za ramiona i ponownie uderzył mną o szafki.
-Nie utrudniaj tego kochanie. Spójrz na mnie!- Warknął.
Chwycił moją szczękę i zmusił abym spojrzała w jego przenikliwe oczy. Były zamaskowane gniewem. Zaczęłam bać się jak cholera.
-Czy to takie trudne?- Uśmiechnął się szeroko.
Zdjął ręce z moich ramion, zjeżdżając nimi na biodra. Wysłał tym gestem niechcianych dreszczy na moim ciele.
-Czego chcesz?- Zapytałam słabo.
-Myślę, że to dość oczywiste.-Uśmiechnął się złośliwe. Jego ręka powędrowała do mojego tyłka, mocno go ściskając. Natychmiast się zerwałam i próbowałam odepchnąć go od siebie. To go tylko rozzłościło.Chwycił moje nadgarstki w swoje duże dłonie i przypiął mi je nad głową. Jego oczy były ciemne. Zaśmiał się ponuro, uniemożliwiając swoim ciałem moje ruchy. Rozejrzałam się dookoła i widziałam jak studenci odchodzą w przeciwnym kierunku. Wiedzieli dokładnie co się dzieje i nie chcieli angażować się w to.
-Puść mnie!- Krzyknęłam ale w zamian przycisnął gwałtownie swoje usta do moich.
I tak po prostu ten potwór ukradł coś co już nigdy nie zostanie mi zwrócone. Mój pierwszy pocałunek.
-Co masz teraz?- Zapytała podczas wyciągania książek z szafki.
-Angielski- Odpowiedziałam. Westchnęła ciężko... - Co się stało?-
-Mam biologię.- Wyjęła wszystko i zamknęła szafkę.-Pokazać ci gdzie masz teraz lekcje?-
-Byłoby miło- Odparłam bezradnie, na co zaśmiała się.
Szłyśmy przez korytarz, aż w końcu zatrzymała się przy jednych z drzwi.-To tutaj- Wskazała ręką.- Więc.... co sądzisz o swojej pierwszej lekcji?-
-W porządku. Sądzę, że jak na pierwszy raz, jest na prawdę okej.- Odparłam zgodnie z prawdą.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę!- zawołała radośnie.
Miałam otworzyć usta ale usłyszałam, że coś rozbija się o szafki, kilka metrów ode mnie.
Odwróciłam się wspólnie z Beccą i zauważyłam trzymanego za gardło małego chłopca, przez wysokiego chłopaka z brązowo-kręconymi włosami. Wokół tego zdarzenia, stało inne cztery osoby. Byli to ludzie, o których Alice mówiła mi wcześniej.
-P-proszę! Przepraszam...- Wydusił z siebie chłopak.
Widziałam jak ten z kręconymi włosami, docisnął swój uścisk na jego szyi.
-Dobrze- Wysyczał. Rzucił swoją ofiarę bez trudu na podłogę, po czym zaczął go kopać w brzuch razem z czterema pozostałymi chłopakami.
-Nie patrz!- Skoczyła nagle Becca, ciągnąc mnie w przeciwnym kierunku. Nawet nie drgnęłam. Byłam zbyt zszokowana widokiem, który był przede mną.
-Dlaczego nikt nie pomaga temu biednemu dziecku?!- Spytałam z niepokojem.
-Melanie...-
-Niech ktoś zawoła nauczyciela!- Krzyknęłam do pozostałych, ale oni szli w przeciwnym kierunku od miejsca zdarzenia. Becca natychmiast przytknęła mi buzię swoją ręką, chcąc, abym przestała krzyczeć.
-Nie!- Wyszeptała wściekle. Otworzyła szeroko oczy z paniki, a jej oddech przyspieszył.-Nie chcę, abyś przyciągnęła ich uwagę!-
Odciągnęłam jej rękę z moich ust, spojrzałam przez ramię nadal słysząc jęki, kopanego chłopca.
-Dlaczego oni to robią?-
-Jest to pięć najniebezpieczniejszych ludzi w Londynie. Mają własny gang i terroryzują każdego.-
-Dlaczego nauczyciele nic z tym nie robią?!-Zapytałam. Powinno wywalić się ich ze szkoły!
Pokręciła głową.
-Boją się ich.-
-Czego?- Splunęłam- Oni są pięcioma, nastoletnimi chłopcami!-
-Ciszej!- Warknęła ze złością.-Nie możemy nic zrobić... nawet policja się ich boi.-
Moja szczęka opadła.
-Nawet oni nic nie mogą z nimi zrobić?!- Pokręciła głową.
-Nie zadawaj się z nimi...- Ostrzegła.- Bo w przeciwnym razie, oni cię zniszczą-
-Jestem pewna, że jest wiele bardziej ciekawszych ludzi nić ja.- Odpowiedziałam po czym dała mi miękki uśmiech.
-Spotkamy się przed szkołą na obiedzie.- Ścisnęła moje ramię i oddaliła się ode mnie. Nie słyszałam już błagania i jęknięć bitego chłopca. Słyszałam tylko uderzenia. Prawdopodobnie pobili go do przytomności i nie mieli litości aby przestać. Jednak Becca mnie ostrzegała. Nie miałam zamiaru się nawet do nich zbliżać.
Weszłam do klasy siadając na wolnym miejscu. Po chwili lekcja się zaczęła. Nie mogłam przestać jednak myśleć, o tym co działo się na korytarzu.
***
Czekałam przed szkołą na Rebeccę. Na angielskim byłam myślami poza lekcją. Nie miałam pojęcia co nauczyciel mówił, a kiedy zapytał mnie o coś wyglądałam jak totalna idiotka. Cały czas nie mogłam przestać myśleć o pięciu chłopakach. W jaki sposób szkoła, nie może poradzić na to co się dzieje na przerwach?
-Melanie!-Krzyknęła Rebecca. podczas, gdy podbiegła do mnie.
-No w końcu jesteś...- Westchnęłam.
-Musiałam na chwilkę zostać dłużej w klasie- Kiwnęłam głową, abyśmy usiadły.
-Więc.. jak było na angielskim?- Spytałam mnie gryząc swoją kanapkę.
-Nie najlepiej ale do przeżycia. A jak na biologii?-
-Mieliśmy świetną zabawę!- Roześmiała się- Pani pokazała nam sex zwierząt. Połowa ludzi w klasie nie mogła powstrzymać się od śmiechu.- Zaśmiałam się razem z nią. Jest bardzo pozytywną osobą.
Jadłyśmy w milczeniu dopóki nie zaczęłam rozglądać się dookoła nas.
Spojrzałam nad ramieniem Becci i mój wzrok utkwił na chłopakach w skórzanych kurtkach, stojących pod drzewem.
O dziwo było ich tylko trzech. Próbowałam odwrócić wzrok ale byłam zbyt ciekawa. Jeden z nich miał blond włosy i ciemnozieloną kurtkę. Rozmawiał z drugim, który miał na sobie brązowy płaszcz. Był zdecydowanie wyższy i wyglądał groźniej.
Szczególną moją uwagę zwrócił chłopak stojący po środku.
To ON bił tego chłopca przy szafkach.
Wyglądał na najbardziej niebezpiecznego, od pozostałych. Bez wątpienia, był od nich wyższy. Miał kręcone, brązowe włosy i czystej zieleni oczy. Nie mogłam przestać na niego patrzeć... był tak odurzający. Miał cechy, których jeszcze nigdy nie widziałam-takie różowe, pulchne wargi wyglądające tak miękko... tak ciepło.
Mój oddech uwiązł w gardle kiedy spotkaliśmy się wzrokiem. Jego twarz była pusta... bez żadnych emocji na niej. Patrzyłam jak wyciąga paczkę papierosów z tylnej kieszeni dżinsów i umieścił papierosa w ustach. Zapalił go zapalniczką, nie opuszczając przy tym mojego wzroku.
-...słuchasz mnie?-
-CO?!- Powiedziałam niewyraźnie, umieszczając z powrotem swoją uwagę na dziewczynie... co ona mówiła?
-Czy ty mnie słuchasz?- Zapytałam Becca.
-Oczywiście, że tak.- Skłamałam.
-Więc co ja mówiłam?- Patrzyła na mnie wyczekująco.
-Pytałaś się, czy cię słucham.-
-Na co ty się Melanie gapiłaś?- Zdziwiła się odwracając się za siebie.
Otworzyłam usta w proteście, ale wiedziałam, że to nie ma sensu. W ciągu mili sekundy Becca rzuciła głowę w moim kierunku. Chwyciła swoją torbę, jednocześnie i moją.
-Musimy stąd iść- Słychać było w jej głosie panikę. -Teraz!-
-Uh... w porządku.- Jęknęłam chwytając moje rzeczy. Zarzuciłam torbę na ramię i ustałam na nogi. Becca podążyła szybkim krokiem w stronę szkoły, a ja tuż za nią. Wzięłam spojrzenie na Harry'ego. Jego oczy wciąż utkwione były we mnie. Były tak przytłaczające, że nie mogłam oderwać od nich wzroku.
Niestety to zadziałało na moją niekorzyść. Poczułam, że moja noga potknęła się o kawałek wystającego cementu i przewróciłam się na schody. Rozbiłam moje czoło o twardy bruk, a ciepła ciecz zaczęła spływać po mojej twarzy.
-Kurwa!- Krzyknęłam. Becca słysząc to zaraz się odwróciła.
Mam nadzieję, że Harry nie widział tego.
-Przewróciłaś się?- Zaśmiała się podbiegając do mnie. Co ją kurwa tak bawi?
Trzymałam twarz między moimi rękoma, gdy pomagała mi wstać.
-Nie... po prostu testuję grawitację- Jęknęłam z sarkazmem. Moje czoło zaczęło nagle strasznie pulsować z bólu. Przygryzłam wargę aby stłumić krzyk.
-Matko! Ty krwawisz!- Stwierdziła z niepokojem, kładąc rękę na moim policzku.- Wezmę Cię do pielęgniarki-
-Dzięki- Mruknęłam. Złapała mnie za rękę, aby móc poprowadzić mnie, do frontowych drzwi szkoły.
Szłyśmy korytarzem nie unikając wzroku innych. Nie dziwię się... rzadko widuje się osoby, które już pierwszego dnia w szkole rozwalają sobie czoło. Spojrzałam jeszcze do tyły żeby sprawdzić, czy Harry nadal tam jest. Nie było go.
Gdzie on poszedł?
***
-Poradzisz sobie sama?- Zapytała mnie Becca z troską w głosie.
-Wszystko będzie dobrze- Uśmiechnęłam się. Na szczęście pielęgniarka dała mi leki przeciwbólowe i ledwo mogłam poczuć ból, jaki odczuwałam wcześniej.
-Próbowałam dzwonić do twojej siostry, ale nie odbierała telefonu.- Becca podeszła do łóżka, na którym leżałam przypatrując mi się. Nie wiem dlaczego, ale zastanawiałam się jakby wyglądała w stroju małpy. To byłoby komiczne! Nie mogłam się powstrzymać i zaczęłam się śmiać.
-Co cię tak bawi?- Zdziwiła się.
-Sądzę, że leki zaczynają działać.- Zachichotałam. Ej! Śmieszniej by wyglądała z wąsami! Śmiałam się jeszcze pięć minut, aż w końcu zaczęłam:
- Dziękuje ci za dzisiejszy dzień- Wymamrotałam, gdy moje ciało przejęło uczucie senności.
-To była dla mnie czysta przyjemność- Na jej twarzy zagościł uśmiech.
-Dziękuję też, że mnie tu przyprowadziłaś. Nie wiem, czy bez ciebie dałabym sobie radę.-
-Przestań! Jesteśmy w końcu przyjaciółkami- To mnie zdziwiło. Uważa mnie za swojego przyjaciela?
-Nigdy nie miałam kogoś takiego wcześniej- Szepnęłam cicho, ale wystarczająco, aby usłyszała.
-Teraz masz... odpoczywaj- Powiedziała i podeszła do drzwi.-Do zobaczenia jutro.-
-Cześć!-Wybełkotałam kiedy wyszła z pokoju.
Poczułam się trochę zakłopotana, myśląc o tym co się stało. Dlaczego nie mogłam patrzeć jak idę? Teraz mam za swoje. Leżę w pokoju pielęgniarek pod wpływem leków, licząc gwiazdy.
-Tędy- Usłyszałam cichy, kobiecy głos, a po chwili czyiś jęk. Spojrzałam w lewo i zobaczyłam pielęgniarkę z młodym mężczyzną, niosącego ciało do łóżka, stojącego obok mojego.
-Gdzie go znalazłeś John?- Spytała, gdy położył osobę na miękkim kocu.
-Na korytarzu, przy szafkach.- Odpowiedział, gdy wycofał się, dając mi lepszy widok.
To chłopak, którego pobił Harry i jego gang. Wyglądał zupełnie bez życia. Widziałam tylko jak jego klatka piersiowa z każdym oddechem, powoli unosi się i opada. Jego koszulka przesiąknięta była krwią, a na ciele miał pełno siniaków i zadrapań.
-Dobrze, że go znalazłeś- Szepnęła, podczas wyciągania telefonu z kieszeni.-Mam zamiar zadzwonić po karetkę.-
Usiadł obok chłopca, a cała sala wypełniła się ciszą. Odgarnął lekko włosy z czoła chłopaka, na co cicho mruknął.
Postanowiłam wypytać się o jego stan. Nie robię przecież nic złego.
-Czy z twoim przyjacielem jest wszystko w porządku?- Zapytałam cicho, starając go za bardzo niepokoić.
-Nic mu nie będzie. Zabieramy go do szpitala.- Odpowiedział, odwracając się w moim kierunku.-Czy ty jesteś tą nową dziewczyną w szkole?-
-Tak... skąd to wiesz?-
-Słyszałem o twoim wypadku.- Zaśmiał się.-Wszyscy o tym mówią-
-Świetnie...- Wymamrotałam. -Mój pierwszy dzień w szkole jest na prawdę udany-
-Oh.. nie martw się o to.-Powiedział uspokajająco, podczas gdy spojrzał na swojego kolegę.-Jestem pewien, że wiadomość o pobiciu Connor'a rozejdzie się szybciej.-
-Dlaczego został pobity, przez tych chłopaków?- Spytałam powoli. -Jeśli nie masz nic przeciwko, że pytam.-
John wziął głęboki wdech i spojrzał na mnie ze smutkiem.
-On był na tyle głupi, aby pożyczyć pieniądze od lidera gangu, Harry'ego. Oczywiście nie oddał długu w terminie za co został ukarany.- Odpowiedział tak po prostu.
-Ile pożyczył pieniędzy?-
-Dziesięć tysięcy-
-Dziesięć tysięcy?!- Krzyknęłam z niedowierzaniem.- Skąd oni mają tyle forsy?-
-Nie mam pojęcia- Wzruszył ramionami.
Jakim cudem są w posiadaniu tak ogromnej sumy pieniędzy? Obawiam się najgorszego. Od tego momentu pragnę bardziej chodzić do szkoły w Menchesterze, niż w Londynie.
Otworzyłam usta aby zadać kolejne pytanie, ale do pokoju weszła pielęgniarka.
-Melania Johnson... twoja siostra w końcu odebrała telefon i jest w drodze po ciebie. Możesz już iść...-
W końcu! Nie chcę już na dzień dzisiejszy więcej przygód.
-Dziękuję pani- Odparłam, podczas wstania z łóżka. Nie czułam żadnego bólu, za co byłam bardzo wdzięczna. Podeszłam do drzwi i spojrzałam przez ramię na Johna, dając mu uspokajający uśmiech.-Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze-
-Ja też...-Westchnął.
Kiwnęłam głową i wyszłam z pomieszczenia. Dziś był taki dziwny dzień. Nie miałam przyjaciela od lat, a teraz go mam! Nie sądziłam, że spotka mnie coś takiego i nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu.
Może gdy zacznę omijać Harrego i jego bandę, będę tu szczęśliwa.
Gdy szłam korytarzem, zauważyłam wiele dzieci, idących po skończonym obiedzie. Podążałam w stronę wyjścia, ale stanęłam jak wryta.
Na przeciwko mnie był ON.
Harry.
Czułam jak moje ciało sztywnieje, gdy spojrzał centralnie w moje oczy. Ruszył w moją stronę. Przechyliłam moją głowę i wciągnęłam na nią kaptur, mając nadzieję, że mnie jeszcze nie zauważył.
Może uda mi się stać jednorożcem i odlecieć stąd?
Spuściłam wzrok w dół, kontynuując spacer. Modliłam się aby nie wpaść na niego. Odwróciłam się i zobaczyłam, że cały czas idzie za mną. Jego oczy były ciemne, twarz wściekła, a jego ruchy ciała pokazywały, że jest bardzo niebezpieczny. Dobra... już wiem dlaczego ludzie się go tak boją. Ale realistycznie jest po prostu zwykłym nastolatkiem.... którego policja się boi.
Był już kilka metrów ode mnie. Skręciłam w lewo mając nadzieję, że pójdzie prosto, ale też poszedł tam gdzie ja. Wyminął mnie i stanął ze mną twarzą w twarz.
-P-przepraszam...-
-Nie ruszaj się- Warknął podczas chwytania mnie za brodę.
-C-co ty robisz?- Zapytałam bezradnie.
-Powiedziałem, nie... ruszaj... się... kurwa... Melanie!- Wysyczał, pchając mnie na szafki. Skąd wiedział jak się nazywam?
Jego oczy zaczęły skanować zachłannie moje ciało. Kiwnął głową z zadowoleniem. Pochylił głowę do mojej szyi, muskając lakami moją skórę i uniósł wargi tuż nad moim uchem.
-Będziemy mieć sporo zabawy, kochanie- Zadrżałam na te słowa.
-P-proszę... puść mnie!- Błagałam cicho. Spojrzał na mnie, ale nie odwzajemniłam tego.
-Spójrz na mnie.- Zażądał, całkowicie ignorując moje prośby. Czułam ciepło jego ciała, stojąc przyciśnięta przez niego. Jego zapach był tak odurzający. Wciąż nie wykonałam jego polecenia. Nie zadowolony z moich postępów, chwycił mnie za ramiona i ponownie uderzył mną o szafki.
-Nie utrudniaj tego kochanie. Spójrz na mnie!- Warknął.
Chwycił moją szczękę i zmusił abym spojrzała w jego przenikliwe oczy. Były zamaskowane gniewem. Zaczęłam bać się jak cholera.
-Czy to takie trudne?- Uśmiechnął się szeroko.
Zdjął ręce z moich ramion, zjeżdżając nimi na biodra. Wysłał tym gestem niechcianych dreszczy na moim ciele.
-Czego chcesz?- Zapytałam słabo.
-Myślę, że to dość oczywiste.-Uśmiechnął się złośliwe. Jego ręka powędrowała do mojego tyłka, mocno go ściskając. Natychmiast się zerwałam i próbowałam odepchnąć go od siebie. To go tylko rozzłościło.Chwycił moje nadgarstki w swoje duże dłonie i przypiął mi je nad głową. Jego oczy były ciemne. Zaśmiał się ponuro, uniemożliwiając swoim ciałem moje ruchy. Rozejrzałam się dookoła i widziałam jak studenci odchodzą w przeciwnym kierunku. Wiedzieli dokładnie co się dzieje i nie chcieli angażować się w to.
-Puść mnie!- Krzyknęłam ale w zamian przycisnął gwałtownie swoje usta do moich.
I tak po prostu ten potwór ukradł coś co już nigdy nie zostanie mi zwrócone. Mój pierwszy pocałunek.
piątek, 9 sierpnia 2013
ROZDZIAŁ 2
Ugryzłam moje zielone jabłko i usiadłam na kanapie.
8:25
Szkoła rozpoczyna się za pięć minut, a Alice jeszcze nie ma! Czuję, że moje nerwy rosną z każdą sekundą. Nie chcę się spóźnić na mój pierwszy dzień w szkole. To byłoby bardzo żenujące.
Zaczęłam poruszać lewą nogą z niecierpliwości, kiedy wzięłam kolejny gryz mojego jabłka. Tak na prawdę nie myślałam jak będzie wyglądał mój pierwszy dzień w tej szkole. Zastanawiam się nad ludźmi, którzy do niej chodzą. Słyszałam, że w tej części Londynu może być niebezpiecznie, ale jakie rzeczy muszą się tu dziać? Mam nadzieję, że nie doświadczę tego na własnej skórze.
Usłyszałam dźwięk przekręcanych kluczy w drzwiach. Wzdrygnęłam się gdy otworzyły się z hukiem.
-Cholera!- Alice krzyknęła. Wyglądała jak totalny bałagan.- Szybko, wsiadaj do samochodu!-
-Spóźniłaś się!- Odpowiedziałam głośno, podczas szybkiego zakładania torby na ramię. Wstałam i pobiegłam pospiesznie do małego czerwonego samochodu Alice, wyrzucając po drodze moje jabłko w krzaki.
Otworzyłam drzwi do przedniego siedzenia i wskoczyłam do środka. Położyłam moją torbę na podłodze i ledwie zamknęłam drzwi zanim Alice odpaliła silnik i wyjechała sprzed domu na ulicę.
-Przepraszam za spóźnienie!- Przeprosiła, podczas przeczesania ręką swoich długich, złocistych włosów.
Spojrzałam na wygląd Alice. Wyglądała na bardzo zmęczoną ale nadal pięknie.
Przez lata żyła z nami. Ze mną i z rodzicami. Zawsze miała gorących chłopaków, doskonałe oceny i popularnych przyjaciół. Bardzo łatwo dogadywała się z ludźmi. Wszystko przez to, że posiadała niezwykłe poczucie humoru. Jak tylko się wyprowadziła dostała ofertę pracy i zaczęła szkolenie na pielęgniarkę. Pomimo tego, że dużo pracowała, zawsze przysyłała mi zdjęcia z wakacji. Ona ma taką silną wolę do życia. W przeciwieństwie do mnie. Tak, byłam kompletnym przeciwieństwem mojej siostry.
-Mój szef nie pozwolił mi wyjść ze szpitala, aż nie skończyłam pobierać krwi pewnej dziewczynie- Wyjaśniła robiąc ostry zakręt, że o mało nie uderzyłam głową w szybę. -Bała się strasznie igieł i nie przestawała płakać.
-To nie twoja wina.- Uśmiechnęłam sie pocieszająco podczas gdy ona dałam mi niepewny wygląd.
-Nie możesz tak mówić Melanie- Powiedziała podczas zwiększania prędkości samochodu.
-Powinnam bardziej się uwijać z pracy-
-Alice!- Zaśmiałam się cicho- To nie twoja wina, że dziewczyna bała się igieł. Miałaś po prostu pecha-
-Na to wygląda- Mruknęła.
Patrzyłam przez boczną szybę, a mój wzrok utkwił na grupie pięciu chłopaków.
Wszyscy byli wysocy i nosili skórzane kurtki. Nie miałam okazji żeby lepiej im się przyjrzeć ponieważ nagle Alice zwiększyła prędkość auta.
-Nie patrz na nich!- Lekko podniosła głos.
-C-co?- Jęknęłam
-Nie patrz na chłopaków w skórzanych kurtkach!- Oświadczyła stanowczo.-Nie rozmawiaj z nimi, nie patrz na nich i nie zadawaj się z nimi.
-Dlaczego?- Zapytałam cicho. Przeraża mnie ona.
-To są niebezpieczni ludzie, Melanie- Wyjaśniła, patrząc w moją stronę na ułamek sekundy.- Nie możesz sie z nimi zadawać!-
-Ale...-
-Nie!- Krzyknęłam pośpiesznie.
Zacisnęłam usta -Okej...- Odpowiedziałam cicho patrząc przez okno.
Alice wypuściła lekkie westchnienie i położyła rękę na moim kolanie.
-Nie chcę cię straszyć Melanie, po prostu boję się o ciebie. Jesteś pod moją opieką i nie chcę abyś miala styczność z tymi chłopakami.-Stwierdziła stanowczo.
Nie mogłam powstrzymać uśmiechu na mojej twarzy.
-Mówisz jak mama.- Spojrzałam na nią i zobaczyłam, że również się uśmiecha.
-To chyba dobrze.- Zawołała radośnie.
Spojrzałam przed siebie zobaczyłam jak wiele nastolatków wchodzi przez bramę. Chyba już jesteśmy.
-Jesteśmy!- Rzuciła Alice. Oh...
-Nie chcesz abym weszła z tobą do środka?-
-Myślę, że poradzę sobie sama.- Uśmiechnęłam się odpinając pas bezpieczeństwa.
-W porządku.. po prostu się upewniam. Wpadnę cię odebrać.- Oznajmiła
Otworzyłam drzwi i zanim je zamknęłam ostrzegłam ją żartobliwie
-Ok. Tylko się nie spóźnij- Słyszałam, że coś wymamrotała ale nie zdołałam zrozumieć. Wyjechała z parkingu i opuściła teren szkoły.
Wzięłam głęboki oddech i odwróciłam się. Mój wzrok wędrował po placu i widziałam wielu ludzi stojących w grupkach, rozmawiając ze sobą. Oczywiście to nie były zwykłe dzieciaki rozwiązujące na przerwach pracę domową z matematyki. Niektórzy stali po drzewem, rysowali coś w swoich zeszytach. Zauważyłam też grupkę ''luzaków'' i typowych dziwek. Tzn.dziewczyny ubierające się jak dziwki.
Ja osobiście nigdy nie należałam do żadnych z grup. Po prostu byłam sobą. Zawsze byłam miła dla innych choć niektórzy tego nie odwzajemniali.
Wypuściłam małe westchnienie. Zrozumiałam po chwili że ludzie przyglądają mi się szepcąc pomiędzy sobą
''To jest ta nowa..'' albo bardziej chamsko ''świeże mięso''.
Muszę stąd uciec.
Otworzyłam drzwi i weszłam do środka szkoły. Nie dziwiłam się, że wszystkie oczy były skierowane na mnie. Nie byłam do tego przyzwyczajona. Zawsze byłam cicha i niezauważalna w mojej starej placówce.
Myślę, że zawsze jest tak z nowymi ludźmi. Szłam korytarzem i dziękowałam Bogu, że znalazłam drzwi z napisem ''Sekretariat''
Otworzyłam je i podeszłam do biurka. Była tam starsza pani siedząca na krześle. Grzebała w stosie pełnym dokumentów. Wyciągnęła głowę i spojrzała na mnie, dając mi ciepły uśmiech.
-Cześć kochanie. Potrzebyjesz czegoś?-
-Uh.. tak- Odpowiedziałam- Jestem Melanie Johnson... i jestem tu nowa-
-Ah Melanie! Czekaliśmy na ciebie!- Rozpromieniła się wręczając mi kartkę.- To jest twój plan lekcji. Mam ucznia, który oprowadzi cię po szkole.-
Zaraz usłyszałam jak woła: ''Rebecca!''
-Już idę!- zaśpiewała wysokim tonem głosu.
Urzędniczka zachichotała i oparła się na krześle.
-Nie martw się. Rebecca jest bardzo miłą osobą.-
-Mam szczęście- Mruknęłam.
-Już jestem!- Oznajmiła. Odwróciłam się i moja szczęka prawie wylądowała na podłodze. Ta dziewczyna wyglądała wspaniale. Miała długie brązowe włosy, które opadały z wdziękiem na jej prawym ramieniu. Miała na sobie proste, czarne dżinsy i biały podkoszulek.
-Ty musisz być Melanie-Powiedziała radośnie podając mi rękę.-Miło mi.-
-Cześć... mnie również jest miło cię spotkać- Odpowiedziałam, potrząsając energicznie jej ręką. Zaraz po tym zadzwonił dzwonek.
-Idźcie do swoich klas.- Starsza kobieta uśmiechnęła sie, ą dziewczyna chwyciła mnie za łokieć.
Gdy wyszłyśmy z biura, Rebecca złapała mnie za rękę i poszłyśmy w stronę korytarza.
-Dlaczego się śmiejesz?- Zdziwiło mnie trochę jej rozbawienie.
-Jestem szczęśliwa bo mogę oprowadzić Cię po szkole.-Co masz na pierwszej lekcji?- Spojrzałam na plan i westchnęłam.
-Matematyka.- Matematyka zawsze była i będzie najgorszym moim przedmiotem.
-Ja też!- Zawołała.
-Czy wszyscy tutaj są tak weseli jak ty?!-Śmiałam się. Wzruszyła ramionami.
-Nie jestem cały czas wesoła jak myślisz... czasami mogę być zła.-
-Naprawdę?-
-Tak- Uśmiechnęła się.- Gdy jestem zła, moich wrogów traktuje pistoletem na wodę-
Zaśmiałam sie z jej żartu.
-Jesteś na prawdę ostra- Zawołałam.
Szliśmy chwilę aż dotarłyśmy do odpowiednich drzwi.
-No to powodzenia życzę- Powiedziała.
-Nawzajem- Weszłam do środka i zobaczyłam mojego nauczyciela piszącego coś na tablicy.
-Ohh.. witajcie...- Uśmiechnął się do mnie-Ty...- wskazał na mnie- Ty musisz być nowym uczniem?- Kiwnęłam potwierdzająco głową.- Tak.. zgadza się-
-Tak myślałem... teraz zajmijcie swoje miejsca.
Mój wzrok błądził po klasie aż zobaczyłam puste miejsce obok Rebecci. Dała mi znak abym usiadła, jak też zrobiłam.
8:25
Szkoła rozpoczyna się za pięć minut, a Alice jeszcze nie ma! Czuję, że moje nerwy rosną z każdą sekundą. Nie chcę się spóźnić na mój pierwszy dzień w szkole. To byłoby bardzo żenujące.
Zaczęłam poruszać lewą nogą z niecierpliwości, kiedy wzięłam kolejny gryz mojego jabłka. Tak na prawdę nie myślałam jak będzie wyglądał mój pierwszy dzień w tej szkole. Zastanawiam się nad ludźmi, którzy do niej chodzą. Słyszałam, że w tej części Londynu może być niebezpiecznie, ale jakie rzeczy muszą się tu dziać? Mam nadzieję, że nie doświadczę tego na własnej skórze.
Usłyszałam dźwięk przekręcanych kluczy w drzwiach. Wzdrygnęłam się gdy otworzyły się z hukiem.
-Cholera!- Alice krzyknęła. Wyglądała jak totalny bałagan.- Szybko, wsiadaj do samochodu!-
-Spóźniłaś się!- Odpowiedziałam głośno, podczas szybkiego zakładania torby na ramię. Wstałam i pobiegłam pospiesznie do małego czerwonego samochodu Alice, wyrzucając po drodze moje jabłko w krzaki.
Otworzyłam drzwi do przedniego siedzenia i wskoczyłam do środka. Położyłam moją torbę na podłodze i ledwie zamknęłam drzwi zanim Alice odpaliła silnik i wyjechała sprzed domu na ulicę.
-Przepraszam za spóźnienie!- Przeprosiła, podczas przeczesania ręką swoich długich, złocistych włosów.
Spojrzałam na wygląd Alice. Wyglądała na bardzo zmęczoną ale nadal pięknie.
Przez lata żyła z nami. Ze mną i z rodzicami. Zawsze miała gorących chłopaków, doskonałe oceny i popularnych przyjaciół. Bardzo łatwo dogadywała się z ludźmi. Wszystko przez to, że posiadała niezwykłe poczucie humoru. Jak tylko się wyprowadziła dostała ofertę pracy i zaczęła szkolenie na pielęgniarkę. Pomimo tego, że dużo pracowała, zawsze przysyłała mi zdjęcia z wakacji. Ona ma taką silną wolę do życia. W przeciwieństwie do mnie. Tak, byłam kompletnym przeciwieństwem mojej siostry.
-Mój szef nie pozwolił mi wyjść ze szpitala, aż nie skończyłam pobierać krwi pewnej dziewczynie- Wyjaśniła robiąc ostry zakręt, że o mało nie uderzyłam głową w szybę. -Bała się strasznie igieł i nie przestawała płakać.
-To nie twoja wina.- Uśmiechnęłam sie pocieszająco podczas gdy ona dałam mi niepewny wygląd.
-Nie możesz tak mówić Melanie- Powiedziała podczas zwiększania prędkości samochodu.
-Powinnam bardziej się uwijać z pracy-
-Alice!- Zaśmiałam się cicho- To nie twoja wina, że dziewczyna bała się igieł. Miałaś po prostu pecha-
-Na to wygląda- Mruknęła.
Patrzyłam przez boczną szybę, a mój wzrok utkwił na grupie pięciu chłopaków.
Wszyscy byli wysocy i nosili skórzane kurtki. Nie miałam okazji żeby lepiej im się przyjrzeć ponieważ nagle Alice zwiększyła prędkość auta.
-Nie patrz na nich!- Lekko podniosła głos.
-C-co?- Jęknęłam
-Nie patrz na chłopaków w skórzanych kurtkach!- Oświadczyła stanowczo.-Nie rozmawiaj z nimi, nie patrz na nich i nie zadawaj się z nimi.
-Dlaczego?- Zapytałam cicho. Przeraża mnie ona.
-To są niebezpieczni ludzie, Melanie- Wyjaśniła, patrząc w moją stronę na ułamek sekundy.- Nie możesz sie z nimi zadawać!-
-Ale...-
-Nie!- Krzyknęłam pośpiesznie.
Zacisnęłam usta -Okej...- Odpowiedziałam cicho patrząc przez okno.
Alice wypuściła lekkie westchnienie i położyła rękę na moim kolanie.
-Nie chcę cię straszyć Melanie, po prostu boję się o ciebie. Jesteś pod moją opieką i nie chcę abyś miala styczność z tymi chłopakami.-Stwierdziła stanowczo.
Nie mogłam powstrzymać uśmiechu na mojej twarzy.
-Mówisz jak mama.- Spojrzałam na nią i zobaczyłam, że również się uśmiecha.
-To chyba dobrze.- Zawołała radośnie.
Spojrzałam przed siebie zobaczyłam jak wiele nastolatków wchodzi przez bramę. Chyba już jesteśmy.
-Jesteśmy!- Rzuciła Alice. Oh...
-Nie chcesz abym weszła z tobą do środka?-
-Myślę, że poradzę sobie sama.- Uśmiechnęłam się odpinając pas bezpieczeństwa.
-W porządku.. po prostu się upewniam. Wpadnę cię odebrać.- Oznajmiła
Otworzyłam drzwi i zanim je zamknęłam ostrzegłam ją żartobliwie
-Ok. Tylko się nie spóźnij- Słyszałam, że coś wymamrotała ale nie zdołałam zrozumieć. Wyjechała z parkingu i opuściła teren szkoły.
Wzięłam głęboki oddech i odwróciłam się. Mój wzrok wędrował po placu i widziałam wielu ludzi stojących w grupkach, rozmawiając ze sobą. Oczywiście to nie były zwykłe dzieciaki rozwiązujące na przerwach pracę domową z matematyki. Niektórzy stali po drzewem, rysowali coś w swoich zeszytach. Zauważyłam też grupkę ''luzaków'' i typowych dziwek. Tzn.dziewczyny ubierające się jak dziwki.
Ja osobiście nigdy nie należałam do żadnych z grup. Po prostu byłam sobą. Zawsze byłam miła dla innych choć niektórzy tego nie odwzajemniali.
Wypuściłam małe westchnienie. Zrozumiałam po chwili że ludzie przyglądają mi się szepcąc pomiędzy sobą
''To jest ta nowa..'' albo bardziej chamsko ''świeże mięso''.
Muszę stąd uciec.
Otworzyłam drzwi i weszłam do środka szkoły. Nie dziwiłam się, że wszystkie oczy były skierowane na mnie. Nie byłam do tego przyzwyczajona. Zawsze byłam cicha i niezauważalna w mojej starej placówce.
Myślę, że zawsze jest tak z nowymi ludźmi. Szłam korytarzem i dziękowałam Bogu, że znalazłam drzwi z napisem ''Sekretariat''
Otworzyłam je i podeszłam do biurka. Była tam starsza pani siedząca na krześle. Grzebała w stosie pełnym dokumentów. Wyciągnęła głowę i spojrzała na mnie, dając mi ciepły uśmiech.
-Cześć kochanie. Potrzebyjesz czegoś?-
-Uh.. tak- Odpowiedziałam- Jestem Melanie Johnson... i jestem tu nowa-
-Ah Melanie! Czekaliśmy na ciebie!- Rozpromieniła się wręczając mi kartkę.- To jest twój plan lekcji. Mam ucznia, który oprowadzi cię po szkole.-
Zaraz usłyszałam jak woła: ''Rebecca!''
-Już idę!- zaśpiewała wysokim tonem głosu.
Urzędniczka zachichotała i oparła się na krześle.
-Nie martw się. Rebecca jest bardzo miłą osobą.-
-Mam szczęście- Mruknęłam.
-Już jestem!- Oznajmiła. Odwróciłam się i moja szczęka prawie wylądowała na podłodze. Ta dziewczyna wyglądała wspaniale. Miała długie brązowe włosy, które opadały z wdziękiem na jej prawym ramieniu. Miała na sobie proste, czarne dżinsy i biały podkoszulek.
-Ty musisz być Melanie-Powiedziała radośnie podając mi rękę.-Miło mi.-
-Cześć... mnie również jest miło cię spotkać- Odpowiedziałam, potrząsając energicznie jej ręką. Zaraz po tym zadzwonił dzwonek.
-Idźcie do swoich klas.- Starsza kobieta uśmiechnęła sie, ą dziewczyna chwyciła mnie za łokieć.
Gdy wyszłyśmy z biura, Rebecca złapała mnie za rękę i poszłyśmy w stronę korytarza.
-Dlaczego się śmiejesz?- Zdziwiło mnie trochę jej rozbawienie.
-Jestem szczęśliwa bo mogę oprowadzić Cię po szkole.-Co masz na pierwszej lekcji?- Spojrzałam na plan i westchnęłam.
-Matematyka.- Matematyka zawsze była i będzie najgorszym moim przedmiotem.
-Ja też!- Zawołała.
-Czy wszyscy tutaj są tak weseli jak ty?!-Śmiałam się. Wzruszyła ramionami.
-Nie jestem cały czas wesoła jak myślisz... czasami mogę być zła.-
-Naprawdę?-
-Tak- Uśmiechnęła się.- Gdy jestem zła, moich wrogów traktuje pistoletem na wodę-
Zaśmiałam sie z jej żartu.
-Jesteś na prawdę ostra- Zawołałam.
Szliśmy chwilę aż dotarłyśmy do odpowiednich drzwi.
-No to powodzenia życzę- Powiedziała.
-Nawzajem- Weszłam do środka i zobaczyłam mojego nauczyciela piszącego coś na tablicy.
-Ohh.. witajcie...- Uśmiechnął się do mnie-Ty...- wskazał na mnie- Ty musisz być nowym uczniem?- Kiwnęłam potwierdzająco głową.- Tak.. zgadza się-
-Tak myślałem... teraz zajmijcie swoje miejsca.
Mój wzrok błądził po klasie aż zobaczyłam puste miejsce obok Rebecci. Dała mi znak abym usiadła, jak też zrobiłam.
ROZDZIAŁ 1
-Na górze, pierwsze drzwi po lewej masz łazienkę. Ręczniki i czysta pościel znajdują się w Twoim pokoju.- Moja starsza siostra Alice, wyjaśniła gdy postawiłam wszystkie moje bagaże w salonie. Patrzyłam na moje otoczenie i westchnęłam cicho. Ten zwykły apartament będzie moim domem.
-Twój pokój jest obok mojego i masz całą łazienkę dla siebie-
Dałam jej miękki uśmiech. Odwzajemniła ten gest.
- Dziękuje Alice.-
- Jak będziesz czegoś potrzebować, zadzwoń do mnie Melanie.- Uśmiechnęła się gdy wzięła do ręki klucze od samochodu, które znajdowały się na blacie kuchennym. Owinęła ramiona wokół mojego ciała w lekkim uścisku.
-Przykro mi, że nie mogę zostać razem z Tobą-
-W porządku. Nic się nie stało- Odpowiedziałam.
-Nie, nie jest...- Powiedziała ze smutkiem-Wiem, że nie mieliśmy w przeszłości zbyt dobrych relacji. Chcę to wszystko zmienić. Mam jutro wolny dzień od pracy, więc mogę zabrać cię ze szkoły na zakupy do centrum handlowego- Powiedziała przypatrując się mojej małej walizce na podłodze- Na pewno potrzebujesz więcej ubrań.-
-Tak- Tchnęłam smutno.
-Okey... muszę teraz wyjść- Uśmiechnęła się serdecznie ściskając lekko moje ramię. Spojrzałam w jej łagodne brązowe oczy. Były zawsze takie pocieszające....
-Zobaczymy się jutro rano, jak wrócę z pracy-
-Pracujesz dużo godzin- Przytaknęła mi.
-Racja... ale zawsze mogło być gorzej.- Powiedziała idąc do drzwi. Dotknęła wypielęgnowaną dłonią klamki, przekręciła ją i otworzyła delikatnie drzwi.
-Nie gotowałam obiadu, bo po prostu nie umiem. Zatem jak będziesz głodna weź coś sobie z lodówki.-Wyjaśniła po czym wyszła na zewnątrz.-Do zobaczenia później Melanie!-
-Pa, Alice!- Odkrzyknęłam kiedy zamknęła drzwi. Gdy tylko wyszła poczułam się bardzo nieswojo. Utknęłam sama w obcym dla mnie domu. Nie chcę tu być. Chcę być z powrotem z moimi rodzicami w MOIM domu. Ale myślę, że jest to wyłącznie moja wina, że nie ma mnie i moich rodziców tam.
To tylko moja wina.
Wzdychając, podeszłam do mojej walizki i wzięłam ją za rączkę.
Zaczęłam ją ciągnąc w górę schodów. Pod moim ciężarem drewno okropnie skrzypiało. GENIALNIE!
Wreszcie dotarłam na pierwsze piętro i podeszłam do moich drzwi. Przyklejona była na nich karteczka z napisem ''WITAJ KOCHANIE W DOMU!''. Mruknęłam gdy to zobaczyłam. To było niepotrzebne.
Otworzyłam drewnianą powłokę, ukazując pusty pokój. Moje oczy napotkały tylko szafę, duże lustro i królewskiej wielkości łóżko, które stało pod oknem.
Położyłam walizkę na ziemi, podeszłam do łóżka i rzuciłam się na nie. Byłam tym wszystkim zmęczona.
Czym ja sobie na to zasłużyłam? Byłam przecież dobrym dzieckiem. Oczywiście moje oceny nie były zbyt zadowalające, ale nigdy nie zrobiłam komuś krzywdy ani nie złamałam prawa.
Zawsze byłam wierna w przyjaźni, chociaż w całych moich siedemnastu latach miałam tylko trójkę przyjaciół. Co jest zabawne... to było w przedszkolu.
Nigdy nie przeszkadzało mi dorastanie bez przyjaciół, zawsze miałam moich rodziców. Ale nie mam ich już i nigdy nie czułam się tak samotnie. Oczywiście... mam Alice ale ona jest starsza ode mnie, aż o 10 lat! Jej relacje z moimi rodzicami nie były dobre. Nie mam pojęcia dlaczego.
Mimo tego, że jestem wdzięczna ponieważ wzięła mnie pod swoje skrzydła, nie mogę się doczekać aby wyjechać z Londynu. Mam zamiar skończyć tutaj szkołę i zacząć naukę na uniwersytecie w Menchesterze.
Mam nadzieję, że bez trudu tam się dostanę.
-Twój pokój jest obok mojego i masz całą łazienkę dla siebie-
Dałam jej miękki uśmiech. Odwzajemniła ten gest.
- Dziękuje Alice.-
- Jak będziesz czegoś potrzebować, zadzwoń do mnie Melanie.- Uśmiechnęła się gdy wzięła do ręki klucze od samochodu, które znajdowały się na blacie kuchennym. Owinęła ramiona wokół mojego ciała w lekkim uścisku.
-Przykro mi, że nie mogę zostać razem z Tobą-
-W porządku. Nic się nie stało- Odpowiedziałam.
-Nie, nie jest...- Powiedziała ze smutkiem-Wiem, że nie mieliśmy w przeszłości zbyt dobrych relacji. Chcę to wszystko zmienić. Mam jutro wolny dzień od pracy, więc mogę zabrać cię ze szkoły na zakupy do centrum handlowego- Powiedziała przypatrując się mojej małej walizce na podłodze- Na pewno potrzebujesz więcej ubrań.-
-Tak- Tchnęłam smutno.
-Okey... muszę teraz wyjść- Uśmiechnęła się serdecznie ściskając lekko moje ramię. Spojrzałam w jej łagodne brązowe oczy. Były zawsze takie pocieszające....
-Zobaczymy się jutro rano, jak wrócę z pracy-
-Pracujesz dużo godzin- Przytaknęła mi.
-Racja... ale zawsze mogło być gorzej.- Powiedziała idąc do drzwi. Dotknęła wypielęgnowaną dłonią klamki, przekręciła ją i otworzyła delikatnie drzwi.
-Nie gotowałam obiadu, bo po prostu nie umiem. Zatem jak będziesz głodna weź coś sobie z lodówki.-Wyjaśniła po czym wyszła na zewnątrz.-Do zobaczenia później Melanie!-
-Pa, Alice!- Odkrzyknęłam kiedy zamknęła drzwi. Gdy tylko wyszła poczułam się bardzo nieswojo. Utknęłam sama w obcym dla mnie domu. Nie chcę tu być. Chcę być z powrotem z moimi rodzicami w MOIM domu. Ale myślę, że jest to wyłącznie moja wina, że nie ma mnie i moich rodziców tam.
To tylko moja wina.
Wzdychając, podeszłam do mojej walizki i wzięłam ją za rączkę.
Zaczęłam ją ciągnąc w górę schodów. Pod moim ciężarem drewno okropnie skrzypiało. GENIALNIE!
Wreszcie dotarłam na pierwsze piętro i podeszłam do moich drzwi. Przyklejona była na nich karteczka z napisem ''WITAJ KOCHANIE W DOMU!''. Mruknęłam gdy to zobaczyłam. To było niepotrzebne.
Otworzyłam drewnianą powłokę, ukazując pusty pokój. Moje oczy napotkały tylko szafę, duże lustro i królewskiej wielkości łóżko, które stało pod oknem.
Położyłam walizkę na ziemi, podeszłam do łóżka i rzuciłam się na nie. Byłam tym wszystkim zmęczona.
Czym ja sobie na to zasłużyłam? Byłam przecież dobrym dzieckiem. Oczywiście moje oceny nie były zbyt zadowalające, ale nigdy nie zrobiłam komuś krzywdy ani nie złamałam prawa.
Zawsze byłam wierna w przyjaźni, chociaż w całych moich siedemnastu latach miałam tylko trójkę przyjaciół. Co jest zabawne... to było w przedszkolu.
Nigdy nie przeszkadzało mi dorastanie bez przyjaciół, zawsze miałam moich rodziców. Ale nie mam ich już i nigdy nie czułam się tak samotnie. Oczywiście... mam Alice ale ona jest starsza ode mnie, aż o 10 lat! Jej relacje z moimi rodzicami nie były dobre. Nie mam pojęcia dlaczego.
Mimo tego, że jestem wdzięczna ponieważ wzięła mnie pod swoje skrzydła, nie mogę się doczekać aby wyjechać z Londynu. Mam zamiar skończyć tutaj szkołę i zacząć naukę na uniwersytecie w Menchesterze.
Mam nadzieję, że bez trudu tam się dostanę.
***
Lecz Melanie Johnson nie wiedziała, że w przeciągu dwudziestu czterech godzin spotka chłopaka, który wywróci jej życia do góry nogami.
Subskrybuj:
Posty (Atom)